Sylwestrowy bal z ….poślizgiem.

 Koniec roku tuż , tuż.  Podsumowania, spotkania, bale, to wszystko przed nami. Za nami zaś, sporo przeżytych lat, tych lepszych  i tych troszeczkę gorszych i tyle wspomnień. A czy pamiętacie swój pierwszy  hucznie obchodzony Sylwester? Ja pamiętam doskonale . Jeszcze jako  dziecko, byłam zła, że moi bracia  w  Sylwestrowy  wieczór wychodzili na prywatki, a ja młodsza od nich o dobrych kilka lat , zawsze siedziałam w domu, zawsze przed telewizorem, albo z głową w poduszce. Aż wreszcie  nadszedł ten dzień, kiedy postanowili , że mogłam iść z nimi na taką prywatkę., mało tego to jeszcze  potraktowali jak osobę dorosłą i mogłam być z osobą towarzyszącą  . Zaproszona też była moja  najbliższa wówczas koleżanka Jadwiga // troszeńkę żal , że teraz nasze drogi się rozeszły i nie mamy ze sobą już tak bliskiego kontaktu// . Nawet sobie nie wyobrażacie jak byłam wówczas szczęśliwa. Impreza była w wynajętym budynku, bliziuteńko naszego domu. Mieliśmy do dyspozycji trzy pomieszczenia, w jednym jedzenie, w drugim tańce , trzecie służyło jako nasz magazyn – spiżarnia , a tam piękny tort z cukierni , który miał być podany  zaraz po północy, po wystrzelonych korkach od szampana…

 Impreza zaczęła się punktualnie, czyli koło godziny dziewiętnastej,  wszyscy w komplecie , wszyscy w pięknych kreacjach , około trzydziestu osób,  no i my, czyli ja , Jadzia  i moja biedna osoba towarzysząca.  wszystko było super,   byłam tak szczęśliwa, wreszcie traktowali mnie jak równą  , wreszcie mogłam się z nimi bawić , szaleć.

 Zapasy ze stołu szybko znikały , trzeba było uzupełnić. Poszłam z Jadzią do spiżarni, by dokroić ciasta i wędlin  i wtedy stała się rzecz straszniejsza od strasznej. Klosz z tortem runął na podłogę , z pięknego cudeńka  powstała kremowo ciastowa kupa. Wyobrażacie sobie nasze przerażenie i bezradność.  Z tego wszystkiego to mnie  tak zacięło, że nie mogłam się nawet ruszyć, nie mówiąc o jakimś logicznym myśleniu. Dobrze , że Jadzi mózg jeszcze jakoś funkcjonował.  Wymyśliła więc , że jej mama  może upiecze  drugi tort   i może jeszcze zdąży do północy, dodam , że było koło dwudziestej pierwszej, tylko trzeba było wykombinować produkty.  Cichuteńko  wymknęłyśmy się z zabawy  i w imprezowym stroju  najpierw po ratunek  i po produkty do mojej mamy a potem do mamy Jadzi. Ta od razu  wzięła się ostro do pieczenia.  Gdy ciasto wylądowało w piecu, wróciłyśmy na imprezę.  Po finalny produkt miałyśmy zgłosić się przed północą. Pozostało nam się tylko modlić , by wszystko się udało.    Nasze modły chyba zostały wysłuchane, gdy zegar zaczął wybijać północ, gdy szampan lał się   w kielichy, my uroczyście wkraczałyśmy z tortem  na tacy i tylko co niektórzy  byli zdziwieni, jak to się stało, że tort przecież był w spiżarni, a my tu zupełnie z innego kierunku, ale nikt nie wnikał w szczegóły, bo zabawa była superowa. Tort oczywiście też i w dodatku taki świeżuteńki. 😀  Udało mi się też jakoś udobruchać mojego  towarzysza balu, bo przyznam , czuł  się troszeczkę zaniedbany. Zrozumiał, wybaczył, wszak to był tylko dobry kolega, zresztą jest do tej pory. Dalej już wszystko  toczyło się tanecznym rytmem, jak na prawdziwej sylwestrowej prywatce, aż do białego rana. 

    Tyle wspomnień, a teraz na koniec chciałam jeszcze kilka słów do WAS kochani. Kończy się rok, ale postarajmy się nie rozpamiętywać  go w kwestii tego , czego nie udało  się zrobić, czy też załatwić,  wspominajmy go z radością, może nawet z odrobiną humoru , tak jak ja ten swój pierwszy prywatkowy Sylwester. W przyszłość zaś  wejdźmy rodzinnie, w towarzystwie trzech sióstr; WIARY , NADZIEI i MIŁOŚCI.