Tak lekko, z przymrużeniem oka, ale chyba coś w tym jest.

  Nie przepadam za oglądaniem telewizji, ale kilka dni temu zwrócił moją uwagę taki tekst. Nie potrafię przytoczyć go słowo w słowo, ale brzmiał on mniej więcej w ten sposób;
Jeżeli chcesz mieć dziewczynę, musisz do tego związku dorosnąć. Kup sobie na początek kwiatek w doniczce i pielęgnuj go pół roku. Jeżeli przez ten czas nie uschnie, to już połowa sukcesu. Potem weź sobie zwierzątko i opiekuj się nim przez rok. W ten właśnie sposób  nauczysz się obowiązkowości, odpowiedzialności i opiekuńczości, a nawet może uda ci się zrozumieć, co oznacza słowo przyjaźń.  Jeżeli i temu zadaniu sprostasz, wówczas będziesz gotowy, by znaleźć sobie dziewczynę.
Dodam tylko, że była to mądrość rodem z japońskich kreskówek, przeznaczona dla odrobinkę starszych dzieci. Trzeba przyznać, że coś w tym jest i dotyczy chłopców w każdym wieku. Niektórzy to nawet do końca swoich dni nie potrafią dorosnąć do takich cech, a co dopiero do jakiegoś tam związku. Zapatrzeni w siebie i tylko w swoje potrzeby mianują się panami świata. Żeby nie było zbyt stronniczo, może powinnam dodać, że kobiety mają podobnie, ale przecież my, tę opiekuńczość i wrażliwość to mamy chyba wrodzoną. Już od dziecka naśladujemy nasze mamy, dające nam przykłady miłości, i poświęcenia.  powiecie, że przecież zdarzają się wyrodne matki, ale to przecież jakieś pojedyncze przypadki.
Zastanawiam się właśnie, czy trzynastoletniemu chłopcu zafundować taką lekcję i kupić kwiatek,  czy może od razu zwierzątko? 😉
    Nawiązując do tematu kwiatów, to właśnie pięknie kwitną moje amarylisy, co prawda troszeczkę z opóźnieniem, ale za to taką piękną ognistą czerwienią, a i jeszcze dodam, że zafundowałam sobie krzew białej róży, a co?  Niech sobie myślą o mnie co chcą. Aha, psa też mam, od kilku lat tego samego, nie uciekł, więc chyba mu dobrze z nami. Zatem, cieszę się życiem, póki trwa, bo jest piękne, bo zbudowałam sobie swój świat. Przyszła wiosna  i wreszcie ciepełko, siedzę, pełen relaks, stoliczek przed domem, kubek kawy, laptop, tylko przyroda i ja.  Dobrze mi z tym. 

Magia świąt, czy tylko udawanie ?

Już niedługo w naszych domach pojawią się bożonarodzeniowe ozdoby, zabłysną lampki, a w powietrzu będą unosiły się zapachy  charakterystyczne tylko dla tych świąt. W sklepach okres ten rozpoczął się dużo wcześniej , bo zaraz po zdjęciu z półek  zniczy, czyli jeden asortyment zastępuję się szybciutko drugim, o przecież każda chwila na wagę pieniądza.  Wiele miast już  udekorowanych, tysiące lampek oświetlają nie tylko choinki, ale także ulice, drzewa latarnie. Ot, magia Świat Bożego Narodzenia.  Również internet  szaleje prezentując coraz to nowe memy. Właśnie jeden z nich utkwił mi w pamięci, bo treść jego jest nieco zaskakująca a brzmi  tak;

Zbliża się czas sztucznej miłości
fałszywych uśmiechów
nieszczerych życzeń
i  nadużywania słowa „wzajemnie”

Rozkładając go na części pierwsze, pewnie wzbudzę trochę zamieszania, w tym  naszym uporządkowanym życiu, ale, może warto zastanowić się jak to jest, że do niektórych osób na co dzień  nie pałamy  życzliwością, już o miłości nie wspomnę, a w ten jedyny dzień jesteśmy  jak kojący  balsam  na ranę .  Czy to normalne ?  Powiecie pewnie, że  tak, no bo przecież jak  tu nie życzyć  wszystkiego najlepszego  prezesowi firmy podczas wigilii pracowniczej, czy koleżance/koledze pracującemu obok, który niejednokrotnie podnosił nam ciśnienie. Przecież nie wypada.  
  W życiu prywatnym, też może zdarzyć się tak, że spotykamy się przy świątecznie nakrytym stole,gospodarze robią wszystko, żebyśmy nie czuli się jak przysłowiowe” piąte koło u wozu”, a my w zamian rozdajemy uśmiechy, prezenty, dzielimy się opłatkiem, komplementami, na które nie jesteśmy w stanie  zdobyć się  w szarej codzienności . potem wychodzimy i myślimy. Dobrze, że już po wszystkim.   Zadam znowu pytanie, czy to normalne, czy tylko magia świąt?

  Ktoś  pewnie pomyśli, że jestem przeciwnikiem  całego tego zamieszania świątecznego; ogólnie nie,( przecież biznes to podstawa, na wszystkim można zrobić dobry interes), no ale troszeczkę może tęsknię do czasów, kiedy to przyjaźń była nie dla korzyści, do czasów, gdy okres przedświąteczny  rozpoczynał się  w ostatnim tygodniu przed wigilią, do tych innych, prostych, może biedniejszych, ale prawdziwych Świąt Bożego Narodzenia. 

  Od razu przepraszam, jeżeli kogoś uraziłam tym swoim pisaniem, ale to tylko i wyłącznie moje przemyślenia, już tak mam, że piszę o tym co, boli, co wzrusza, no i o tym co cieszy też czasem mi się  zdarza. 😉  I jeszcze jedno, oby te zbliżające się święta, były dla Was  tylko i wyłącznie prawdziwe może spędzone w mniejszym gronie, ale za to pełne miłości.

Świat się zawalił

Jesienne  słońce budziło się ze snu, by ogrzać trawy zaskoczone pierwszym  szronem . Zapowiadał się piękny dzień, choć  ona już dawno tego piękna nie dostrzegała. Pochłonęła ją  szara codzienność . Dom, dzieci, mąż pijący coraz więcej i robiący coraz częściej awantury. Niewiele zostało z tej radosnej, rozmarzonej dziewczyny z przed kilkunastu lat, może gdzieś w środku,  taka mała iskierka, która nie potrafiła/ nie chciała zgasnąć. Nade wszystko kochała swoje dzieci, a dzieci jej to odwzajemniały, bo przecież  z miłością żyło się lepiej i lżej. Wiedziała, że da radę pokonać przeciwności. Obiecała to przecież  swojej najstarszej córce, która już wtedy była bardzo dojrzała jak na swoje czternaście lat. Traktowała ją trochę jak przyjaciółkę , powierniczkę swoich sekretów , radości i trosk, co  jednak nie oznaczało, że pozostałe dzieci kochała mniej.

   Tego dnia, Marta jak co rano pojechała do pobliskiej piekarni.  Robiła to chętnie,  codziennie przed pójściem do szkoły, by mieć świeże pieczywo  na kanapki do szkoły. W tym czasie ona ubierała maluchy do szkoły i przedszkola. Nie słyszała nic podejrzanego, nic co by zaniepokoiło serce matki.   Jedynie  hamujący samochód ciężarowy, ale przecież tyle ich jeździło.  Po kilku minutach  na podwórko wbiegła sąsiadka z krzykiem, że Marta , właśnie tam pod samochodem, że wypadek. Rzuciła wszystko, dzieci zostawiła pod opieką teściowej i pobiegła. Na drodze stała ciężarówka i jacyś ludzie wokół. Pod kolami samochodu leżała Marta. Ktoś krzyczał, ktoś wezwał pogotowie. Chciała się do niej przytulić.  Nie pozwolili. Patrzyła tylko i nic nie mogła zrobić.   Pogotowie zabrało Martę do szpitala, a ona zaraz samochodem, za pogotowiem.  Biegania, krzyki, potem przerażająca cisza i głos lekarza. „Nie udało się, przykro nam. ”   Dostała zastrzyk, potem pozwolili jej wejść  do córki. Tylko jej, bo tak bardzo prosiła.    Co czuła jako matka w danej chwili, może zrozumieć tylko ten, kto przeżył taki moment.  Weszła, dotknęła jej dłoni, potem lekko, palcami do jej zabandażowanej głowy . Z kącika ust popłynęła maleńka strużka krwi, choć już nie oddychała i choć serce już nie biło.      Po raz pierwszy świat się zawalił.

 

/ właśnie dziś, od tamtej chwili  minęło 16 lat, a ja wciąż nie potrafię pogodzić się z losem, choć pierwszy raz potrafiłam  o tym napisać /

 

Każdy z nas ma w sobie coś z dziecka, pielęgnujmy to…

Dziś Dzień Dziecka, więc może tak troszeczkę na luzie potraktujmy ten dzień, nasze dzieci, no i przede wszystkim siebie, bo któż z nas nie wspomina, nie tęskni do lat dzieciństwa. Chciałoby się wrócić, choć dla niektórych to były lata biedniejsze, ale za to bardziej prostsze, szczęśliwsze. Niestety, powroty w przeszłość są raczej niemożliwe, ale przecież możemy spróbować w sobie odnaleźć coś z dziecka. Nieprawdą jest, że dorosłemu nie można zachowywać się dziecinnie. Przecież wiek , to tylko cyferki w dowodzie osobistym. Ważne, by choć czasami, choć przez chwilkę odszukać dziecko w sobie. Dzieci przecież mają tak wiele zalet, które nam, dorosłym bardzo by się przydały.np: są szczere, nie analizują tak dokładnie wszystkiego, nie przeliczają, robią wiele rzeczy spontanicznie, żyją chwilą i potrafią cieszyć się każdym nowym dniem, promykiem słońca, kwiatkiem. Czasem warto wziąć z nich przykład i raz na jakiś czas zapomnieć o pracy, o codziennych obowiązkach, problemach. Zwyczajnie , odpocząć. Co prawda gry w klasy , czy też gumę, bądź piłkę nożną , to może już nie bardzo, bo kondycja i zdrowie nie pozwalają ( mi tam się zdarza jeszcze poskakać 😉 ), ale książka, spacer, czy  odrobinka szaleństwa z rodziną  na rowerach jak najbardziej wskazana.  A pro po  książki , to na koniec proponuję kilka mądrych cytatów z opowieści o misiu z bardzo małym rozumkiem. Warto choć w tym dniu się uśmiechnąć, zastanowić a może niektóre z tych cytatów, przenieść  w swoje życie 😛

-A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? – spytał Krzyś ściskając misiową łapkę 
-Co wtedy? 
-Nic wielkiego.-zapewnił go Puchatek. 
-Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika. 

– Puchatku? 
– Tak Prosiaczku? 
– Nic, tylko chciałem się upewnić , że jesteś. 

– Wiesz Prosiaczku… 
miłość jest wtedy, kiedy kogoś lubimy.. 
za bardzo. 

Przyjacielu, jeśli będzie Ci dane żyć sto lat, to ja chciałbym żyć sto lat minus jeden dzień, 
abym nie musiał żyć ani jednego dnia bez Ciebie. 

– TO prawda.. – mruknął Puchatek, spoglądając w lustro i klepiąc się po brzuszku. 
– nie liczy się rozmiar, liczy się puchatość. 

Kiedy zawołasz do króliczej norki; Hej, jest tam kto, 
a głos z wnętrza odpowie; Nie !, to znaczy chyba, 
że nie jesteś mile widziany. 

– Prosiaczku, nie masz ani krzty odwagi. 
– niełatwo jest być odważnym.- odparł Prosiaczek lekko pociągając nosem 
-kiedy jest się tylko bardzo małym zwierzątkiem. 

– A ty Kubusiu, czego sobie zażyczyłeś? 
– Ciebie. 

Jeśli spadniesz na kogoś , to nie wystarczy powiedzieć , 
że nie chciałeś, w końcu ten ktoś też nie chciał , 
żebyś na niego spadał. 

– Kubusiu, jak się pisze miłość? 
– Prosiaczku, miłość się nie pisze, miłość się czuje… 

 Prawda, że piękne , takie dziecinne , a tyle w nich mądrości. Dla tych co zaś preferują zdrowy tryb życia, proponuję troszeczkę gimnastyki, by utrzymać dobrą kondycję- oczywiście też z misiem w roli głównej.

Chciałam jeszcze życzyć wszystkim dzieciom, tym małym, tym co mają naście lat i tym dużo starszym; wszystkiego, co najlepsze, najzabawniejsze i najsmaczniejsze oczywiście . Nie zapominajmy,że w każdym z nas jest coś z dziecka, pielęgnujmy to.

Wino – cudowny napój bogów i … nie tylko

   O szkodliwości i zgubnych działaniach alkoholu wiedzą  wszyscy , ale ja chciałam   kilka słów  o jego dobroczynnych właściwościach.  Na sam początek sięgnijmy do przeszłości.  Podobno  już w Mezopotamii , gdzie używano pisma klinowego znak dla wina i dla życia był taki sam  ,  no a Grecja?,  przecież tam  uznawano  wino jako  napój bogów i jednocześnie lekarstwo. Polecano go jako  środek wzmacniający, przeciwbólowy, rozweselający i przeciwgorączkowy.   Wszystko to  jest prawdą i dziś, jeżeli oczywiście  spożywamy  trunek umiarkowanie no, i oczywiście dobrej jakości .

    Prym wśród win  wiedzie  wino czerwone . Powstaje ono z całych owoców  wraz z szypułkami i pestkami,  zaś wino białe wytrawne, wytwarza się tylko z samego  soku z winogron, dlatego  w winie czerwonym jest kilka razy więcej  antyoksydantów niż w białym.   Wpływa  korzystnie  na układ krwionośny, na serce i na żołądek ( posiadające duże ilości garbników, polecane może być  osobom z nadkwasotą żołądka, podobno garbniki nie  dopuszczają do nadmiernego wydzielania się kwasu solnego)– tyle wiedzy ogólnej, działanie to jednak radzę skonsultować z lekarzem  lub chociażby z farmaceutą.  🙂  Wino gronowe ma działanie antyseptyczne  i bakteriobójcze , grzane zaś jest całkiem fajnym środkiem na przeziębienie ( fakt sprawdzony przez moją sąsiadkę, minionej zimy nie chorowała ani razu , a wiem  czym się leczyła 😉 ), ale…

   Uważajmy, by nigdy nie przekroczyć tej tak zwanej dawki zdrowotnej, bo alkohol również zabija i wiemy o tym doskonale. Spożywanie jego nadmiernej ilości , prowadzi do uzależnienia i choroby alkoholowej, a wówczas, niszczy nie tylko pijącego, ale całą jego rodzinę.

      Podsumowując;  alkohol spożywany w małych ilościach, nie jest szkodliwy dla zdrowia, a w niektórych chorobach może wspomagać organizm i działać  leczniczo.   Może zostanę odebrana przez niektórych jako osoba promująca picie, ( mam  nadzieję , że jednak nie), ale przecież lampka dobrego trunku  nikomu nie zaszkodziła .  Pijmy więc wino tylko na zdrowie i tylko  dla zdrowia.

–kobieto, puchu marny…

                                         

Matko —zrywająca dzieci z błogiego snu, gdy czas czerpać wiedzę od liter do nieskończoności,  robiąca kanapki z masłem , uśmiechem ,  miłością ,   tuląca, gdy zbite kolano krwawi…

Żono – –ubierająca codzienność w porządek… nakryty stół, przyozdobiony uczuciem z kwiatów– ważąca wypowiedziane zdanie — dzieląca każdą decyzję na pół,  wciąż czekająca..

 Kochanko– w zmiętej pościeli,  okryta mgiełką marzeń, gdzie miłość jest  i cnotą i grzechem. — Kim jesteś naprawdę??? —

Kobieta-temat trudny, aczkolwiek nie do przebycia.. kim jest…?  nie ma chyba jednoznacznej definicji. Każda jest inna, ma swoją osobowość, swoje ja, ale też każda jest wszystkim po trochu.. matką- kochającą i dbającą o dzieci, żoną-wspierającą dzielnie swojego męża i jednocześnie jego kochanką…, bo kobieta, gdy nie kocha i nie czuje , że jest kochana , staje się niepotrzebną na tym świecie.  Zatem;  kobiety trzeba kochać w każdym wieku, zwłaszcza w XXI …