Wszystkie moje i nie moje…. zadumania

” Dlaczego ciebie nie fascynują takie rzeczy – proste, nieskażone manierą, niezważające na pieniądze? Ty musisz mieć wszystko za  ileś. Nic jakiegoś tam. Blichtr, marka i pieniądz. Jak to się stało? Pewnie i ja dołożyłam do tego cegiełkę. Ale ja byłam pewna, że po okresie pustek i chałtury w sklepach, teraz wszystko było normalne. Cena stanowiła o jakości, a marka była marką. Skończył się czas bylejakości i tego, że płaci się nie wiadomo za co. Miało być ekonomicznie, bo twój ojciec był pragmatykiem. A tu nie wiadomo kiedy, rozsądek przerodził się w snobizm, cynizm, komercję. Zamiast wsi, obóz językowy, zamiast gitary – keyboard, zamiast rozmowy – SMS…. Zamiast.
to takie łatwe znaleźć ekwiwalent”
— to fragment  książki Iwony Żytkowiak  pt. „Wszystkie moje zmartwychwstania”  O treści nie będę pisała, jeżeli ktoś zainteresowany, pewnie kupi, czy wypożyczy  i przeczyta. ale ten właśnie fragment  wywołał we mnie taką dziwną refleksję. Trudno się do tego przyznać, ale zachłyśnięci wolnością i tym lepszym światem  zagubiliśmy się  troszeczkę z tym swoim JA.  Stawiamy siebie ,swoje wartości, swoje potrzeby na pierwszym planie, nie domyślając się, że jednocześnie wyrządzamy tym krzywdę bliskim.  
    No bo jak wytłumaczyć fakt, że tyramy w pracy, bierzemy nadgodziny i dodatkowe zlecenia by tylko zapewnić  lepszy strat dziecku, a brakuje nam już czasu i sił na  zwykłą rozmowę, na przytulenie?
    Jak wytłumaczyć fakt, że ktoś, kto niedawno jeszcze afiszował się słowem przyjaźń, poproszony o  maleńką przysługę,  odpowiada  w formie bezosobowej zimnie urzędowym tonem.  Czyżby  ten proszący był „gorszego sortu”
    Jak  wreszcie zrozumieć, że gdy się przewrócisz, ludzie zamiast ci pomóc, zrobią zdjęcie i wyślą gdzie trzeba.  Ostatnio bardzo modne stały się relacje na żywo   z wypadków  drogowych, czy pożarów.
 Przykro się na to wszystko patrzy.

    Troszeczkę prywaty 😉
 –  w maju udało nam się wydać antologię poetów współczesnych ” Modlitwa o miłość”, w której znajduje się też maleńka cząstka mnie i moich przemyśleń. Dla pytających, odpowiadam; autorskiego  tomiku na razie nie będzie. Szczerze?, nie jestem na to gotowa, do wszystkiego trzeba dorosnąć, dojrzeć a ja?… jeszcze sporo wody musi upłynąć.
–  kolejny roczek w życiu przeszedł do wspomnień, to już…. ooo dobrze po pięćdziesiątce.  Chciałam podziękować za moc życzeń, jeżeli jeszcze komuś nie odpisałam (są jeszcze takie osoby) uczynię to niebawem  z przeprosinami 😉
– przede mną też sporo nowych zapowiadających się ciekawie wydarzeń, no ale o tym sza, by nie zapeszyć. Póki co cieszmy się latem, choć ono w tym roku nie rozpieszcza, no ale…. może jeszcze

 

28.07.2017 …. piątek

 

To świt, to zmrok
To świt, to zmrok
I już tyle lat
Coś rodzi się i coś przemija
Ale zostanie po nas ślad.

–tyle tekstu znanej piosenki i tyleż pisania mojego bloga. Cztery lata, to i tak sporo. Nie pytajcie, taka jest moja decyzja. Może kiedyś tu wrócę, może za kilka, może za kilkanaście lat, a może tylko będę żyła wspomnieniami tych chwil…  W miarę swoich możliwości, będę do Was zaglądać , czytać, komentować…  Jeżeli oczywiście pozwolicie  🙂

Kiedy człowiek przestaje być dzieckiem? – niby proste pytanie, a jednak…

   Zastanawialiście się może czasem, kiedy tak naprawdę człowiek przestaje być dzieckiem ? To pytanie ostatnio często właśnie mnie nachodzi. Sama nie wiem dlaczego, ale może  razem uda nam się na to pytanie odpowiedzieć.
 Znajomy, dodam bardzo młody człowiek, tak pół żartem stwierdził, że dzieciństwo kończy się wtedy, gdy przestajemy się bać potworów, a zaczynamy – ludzi.  Może coś w tym jest. Mi jednak chodzi o troszeczkę inny sens, bo jak już chyba wiedzie, (oczywiście Ci, którzy choć odrobinkę mnie znają)by dojść do sedna, muszę  najpierw rozłożyć na części pierwsze.
 Są tacy, którzy twierdzą, że nie są już dziećmi, że nie trzeba ich pouczać, bo przecież mają już swoją pełnoletność, swoją dorosłość, swoją pracę i swoje własne życie.
 Może przestajemy być dziećmi zakładając własne rodziny.  Poświęcamy im  wówczas wszystko co najlepsze, biorąc pełną odpowiedzialność za ich byt, wychowanie, bezpieczeństwo.  Żyjemy dla nich i z nimi dzielimy radości i troski .
 A może? Może wówczas, gdy stajemy się rodzicami dla swoich rodziców, gdy przychodzi taki czas, że teraz to my  się nimi zajmujemy, że trzeba stać się podwójnie cierpliwym, by wysłuchać, nakarmić, gdy już ich dłonie nie są w stanie utrzymać łyżki,  znaleźć chwilkę i chociaż z nimi posiedzieć, by nie czuli się opuszczeni.
 Może w chwili, gdy właśnie nasi kochani rodzice odeszli, tak na zawsze, że już nie ma się do kogo pójść, przytulić, że teraz to już zostaliśmy sierotami, nieważne, że mamy kilkadziesiąt lat.
 A może jednak dzieckiem jest się przez całe swoje życie,  to cały czas tkwi w naszym wnętrzu i nie da się zagłuszyć.
stąd czasem nasze nierozsądne pomysły, których nie wypada  robić dorosłemu, poważnemu człowiekowi.
 
 
Tyle fragmentów z życia. Tak naprawdę trudno wybrać.  praktycznie przez wszystkie przeszłam, bo i był też czas, gdy przestałam się bać potworów. Najbliższy mi  jest jednak moment, gdy  przyszło być rodzicem, dla swoich rodziców. Co prawda nie mieszkałam z nimi, ale dość blisko i regularnie  odwiedzałam, myłam, sprzątałam. Jechałam i wiedziałam, że to teraz ja, że na mnie czekają. Na ciepłe słowo, na przytulenie, na choćby pogłaskanie dłoni.  Tak, w tym momencie chyba skończył się pewien etap w moim życiu, etap kochanego dziecka, bo takim właśnie byłam, kochanym, wyróżnianym i trochę rozpieszczonym, ale dzięki temu właśnie jestem  jaka jestem i tego się nie wstydzę.  

Wolność prostego człowieka

papuga

Zamknięta w pięknej klatce
wydajesz się taka szczęśliwa
w świecie pełnym zabawek

Podziwiana za kolorowe piórka
puszysz się coraz bardziej
krzycząc z radości

Pokazałam ci łąkę pełną kwiatów
inne ptaki też szczęśliwe
patrzyłaś zdziwiona

Zamilkłaś na kilka godzin
cóż się stało
czyżbyś poznała słowo wolność…

   Wolność, co to właściwie jest? definicji tyle, ile osób, Każdy ma swoją. Co prawda jest jedna ogólna, ale przecież nie można jej  odnieść do każdego, nie wszyscy żyją według ułożonych schematów. O wolności napisano już tak wiele,  nawet mam wrażenie, że temat tak  wytarty, jak stare znoszone jeansy,  (przepraszam, za zbyt proste porównanie) ale tak samo jak one ciągle na czasie.
Więc co z tą wolnością,  tak naprawdę to jej nie ma, bo przecież każdy żyje według ustalonych przez państwo  praw.  Nie to mnie jednak  interesuje, chodzi mi o wolność osobistą, czym ona jest?

 Dla „niebieskiego ptaka” (oj takich określeń się już raczej nie używa),wolność, to –
-żyje jak chcę, robię co chcę, śpię gdzie chcę, umieram, jak chcę, albo? albo zapala się światełko, że  można było wybrać wolność zwykłego człowieka, mającego dom i rodzinę ( czasem takie refleksje nie przychodzą, bo nie zdążą)

 Dla pisarza, poety, aktora i innych ludzi związanych z kulturą, wolność to możliwość pisania i mówienia, bez ograniczeń, bez uciekania się do  przenośni i porównań, by przekazać  choć ziarenko prawdy.W historii różnie z tym bywało, a co ciekawsze, niektórzy twierdzą, że historia lubi się powtarzać.

 Prosty człowiek, co do wolności nie ma dużych wymagań, zdrowie, praca, zarobki na miarę godnego życia, no i dom, do którego się wraca po pracy, gdzie ciepło i rodzinnie, gdzie zawsze ktoś czeka.

 Jest jeszcze wiele określeń wolności np. wolność kobiet ,  no i oczywiście mężczyzn też, wolność dziecka, które ucieka z domu i wolność tych, co u władzy ( no, ale o polityka to zupełnie inna sprawa, dla mnie ma zapach bagna- nie dość, że śmierdzi i jeszcze wciąga )
 Co do mojej wolności ? nie mam wygórowanych oczekiwań, zatem śmiało mogę powiedzieć, jestem wolnym człowiekiem, mam rodzinę, która jest dla mnie wszystkim,  pracę,  na zdrowie też nie mam co narzekać, przecież bywało gorzej, żyję według swoich upartych zasad i pewnie już się nie zmienię. Mogę jak na razie pisać bez ograniczeń i to też jest piękne.  A wy ? czym dla was jest wolność, taka mała, wolność zwyczajnego człowieka ?

Wiersz powstał pól roku temu, pod wpływem chwili. Dziecko przyniosło papugę ze szkoły na dłuuugi, majowy weekend, a że piękna pogoda i akurat piliśmy kawkę przy stoliczku przed domem, to zaproponowałam, by i
ona, choć w klatce, ze świeżego powietrza
skorzystała. Rezultat rzeczywiście nas zaskoczył.

” Boże, chroń mnie od przyjaciół, (takich przyjaciół), bo z wrogami poradzę sobie sam”

Trochę czasu minęło od mojego ostatniego postu,  tego z wierszem  ks. Twardowskiego, http://alina-ala.blog.pl/2016/07/11/bo-nie-ma-na-ziemi-sytuacji-bez-wyjscia/  ale pisząc go, nie przypuszczałam że kilka dni później, los wystawi nie na kolejną próbę, że znajdę się w sytuacji wydawałoby się bez wyjścia. Właśnie w tak trudnych chwilach, oglądając się za siebie, zobaczyłam, no właśnie-
Jak to się dziwnie w tym życiu układa. Człowiek ma przyjaciół, myśli, że może na nich polegać, że znajdą czas, by wysłuchać, może coś doradzić, czy nawet pomóc na miarę swoich możliwości, a tu pełne rozczarowanie.  Po kilku latach przyjaźni. Taki zawód. Trudno, może to ze strachu, a może zwyczajnie to wstyd, przyznać się do przyjaźni z kimś z niższego stopnia. Różnie to bywa, widać jakiś  tam powód się znalazł, mogę się tylko domyślać.
 WSZYSTKO MA SWE ZŁE I DOBRE STRONY. W tym przykrym zdarzeniu, miłą niespodzianką okazało się to że pozostali  przy mnie tacy zwykli, prości ludzie, nie muszący nikogo udawać, ani niczego udowadniać. Dzięki im za to.
  Ze wszystkiego trzeba wyciągnąć odpowiednie wnioski, bo życie ciągle nas uczy i ciągle zaskakuje. Zweryfikować, być może zacząć ludzi traktować z wzajemnością.  przecież ” jeżeli ktoś nie potrafi, lub nie chce wysłuchać Twoich problemów, znaczy, ze nie jest przyjacielem, tylko zapatrzonym w siebie egoistą, który jedynie wykorzystuje cię do uwolnienia swoich uporczywych myśli i lęków”. To nie moje słowa, ale świetnie mi tu pasują, jako podsumowanie.

– bo nie ma na Ziemi sytuacji bez wyjścia

„Kiedy mówisz”
Nie płacz w liście
nie pisz, że los ciebie kopnął
nie ma na Ziemi sytuacji bez wyjścia
kiedy Bóg drzwi zamyka…to otwiera okno
odetchnij popatrz
spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz.
ks Jan Twardowski

Przepiękny wiersz księdza Jana Twardowskiego, pełen refleksji nad życiem. Ileż to razy na swej drodze znajdowaliśmy się w sytuacji bez wyjścia, ileż to razy byliśmy pewni, że po kolejnym upadku nie zdołamy się podnieść, a jednak jesteśmy, żyjemy, kochamy i ciągle trwamy.  Po czasie okazuje się, że te wielkie nieszczęścia,wcale nie były takie wielkie.
. Przecież gdyby nie one, to chyba nawet nie wiedzielibyśmy jak smakuje szczęście. Tak się zastanawiam, czy doceniałabym te swoje małe szczęścia, czy w ogóle bym je zauważała, gdyby moje życie było inne, takie bez trosk i tragedii ? A może bym chciała więcej i więcej.  Czy to wszystko zależy od charakteru człowieka, od środowiska w którym się przebywa, czy może od wieku, jaki się ma, bo z wiekiem człowiek podobno  mądrzejszy, a na pewno bogatszy w doświadczenia.  Sama nie wiem.  wiem za to, że cieszy mnie rodzina – dzieci, wnuki, a tych drugich przecież będzie więcej, praca,  przyjaciele, nawet każdy budzący się dzień, to też dla mnie takie malusieńkie szczęście.  Ludzie mówią, że się zmieniłam, może to i prawda, no ale póki co każdy ma jeszcze prawo do swoich wewnętrznych refleksji, swojej prywatności, swojego zdania.
I co Wy o tym wszystkim myślicie ?

Jest taki dzień….

   ” Jest taki dzień, bardzo ciepły, choć grudniowy”,  to nie tylko słowa znanej piosenki. Wszyscy doskonale wiemy, o jaki dzień chodzi. Spędzamy go uroczyście, w gronie najbliższych,  przy pięknie nakrytym stole. Nie wszyscy mają jednak tyle szczęścia. Są ludzie, którzy ten dzień spędzają samotnie, tęskniąc za ciepłym słowem, za tym, by ktoś bliski podał rękę, uścisnął, przytulił.

      Różne są ludzkie  drogi. Jednych los pognał gdzieś daleko, w obce strony za pracą, za tym, by dzieciom zapewnić lepszy start w dorosłe życie, Innym los ciągle rzuca nowe kłody pod nogi,a jeszcze inni po prostu zostali wymazani z pamięci przez bliskich, lub traktowani jak przysłowiowe piąte koło u wozu, pozostawieni gdzieś w szpitalu, czy domu opieki.  Wiele osób pomyśli, no przecież  byłam, odwiedziłam,  rozmawiałam przez telefon, czy też mieliśmy wideo opłatek na skype. Takie właśnie   jest to nasze życie, gnamy ile sił do przodu, po drodze rozgrzeszając siebie ze słabostek, tłumacząc wszystko brakiem czasu.  Jakie życie, takie i święta. Dla jednych pełne radości, a dla innych z łezka w oku. Oby tych „innych” było jak najmniej, oby nikt nie poznał, jak smakuje samotność. Tego  Wam kochani życzę, nie tylko na święta, ale na każdy powszedni dzień.

Dziesięć złotych – godzina matczynej miłości

  Robiąc dziś porządek  na  swojej poczcie, otworzyłam wiadomość przesłaną od znajomego jeszcze przed Jego wyjazdem do ” leśnej głuszy”. przeczytałam ją wtedy, ale dopiero dziś nasunęła mi pewne refleksje. To taka mała scenka z życia (znalazł ją przypadkiem w necie, więc dokładnego pochodzenia nie znam). Warto ją jednak przeczytać.

Kobieta wraca po ciężkim dniu z pracy, zmęczona, podenerwowana, jej mały synek czeka przy drzwiach.
Synek : Mamusiu, czy mogę zadać Ci pytanie ?
Mama : Jasne ! O co chodzi ?
S : Mamusiu ile zarabiasz na godzinę ?
M: To nie Twoja sprawa, dlaczego w ogóle pytasz o takie sprawy !?
S: Ja po prostu chcę wiedzieć. Poproszę, powiedz mi, ile zarabiasz na godzinę ?
M: Jeżeli tak bardzo chcesz wiedzieć, Ty uparciuchu, to proszę bardzo ! 10 zł / h.
Synek, ze spuszczona głową : aha . Mamusiu pożyczysz mi 3 zł ?
Matka się teraz już naprawdę wściekła. Jeśli to jest jedyny powód dla którego pytałeś ile zarabiam, że chcesz sobie kupić jakąś zabawkę, bzdurę lub inną głupotę to idź natychmiast do swojego pokoju i kładź się spać ! Widzisz … już późno, a ja jestem zmęczona ! I przed snem pomyśl, jaki jesteś samolubny !
Mały chłopczyk poszedł cichutko do swojego pokoju i jeszcze ciszej zamknął drzwi.
Kobieta usiadła i była coraz bardziej wściekła na syna. Jak on śmiał zadać jej takie pytanie … tylko po to, aby otrzymać trochę pieniędzy ?
Po jakiejś godzinie kobieta się uspokoiła i zaczęła myśleć : Może rzeczywiście jest coś co jej synek tak bardzo chce mieć za te 3 złote ? ….. a w sumie to tak rzadko prosił ją o pieniądze .
Kobieta weszła do pokoju synka .
M: Śpisz synku ? Zapytała.
S: Nie Mamusiu, nie śpię. Odpowiedział chłopiec.
M: Pomyślałam, że może byłam dla Ciebie za ostra. Miałam dzisiaj ciężki dzień i skupiło się to na Tobie. Proszę, oto te trzy złote , o które prosiłeś.
S:  O ! Dziękuję bardzo Mamusiu. I spod poduszki wyciągnął kilka monet.
Kobieta zobaczyła, że chłopieć ma już jakieś pieniądze i zdenerwowała się jeszcze bardziej.
Chłopiec przeliczył pieniądze i spojrzał na Matkę .
M: Dlaczego prosisz o pieniądze, jeśli już je masz ? – zaczęła Matka.
S: Ale teraz już mam ich wystarczająco – odpowiedział chłopiec. Mamusiu, czy mogę kupić godzinę Twojego czasu ?
Proszę przyjdź kiedyś wcześniej, może jutro, godzinkę wcześniej i pobaw się ze mną. Tak bardzo chciałbym pobyć z Tobą dłużej.
Matka bardzo się rozczuliła. Przytuliła mocno synka do piersi i nie wiedziała jak ma go przeprosić za to że była dla niego taka …. oschła, jak go prosić o przebaczenie.

To też jest taki sklep z marzeniami, z marzeniami gdzie nasi bliscy chcą kupić naszą miłość, naszą obecność, gdy my, ciężko zapracowani, nie mamy czasu dla swoich bliskich …a tak często pozwalamy, że czas przelatuje nam przez palce gdy jesteśmy z ludźmi nam obcymi … a tak często brakuje go nam, aby pobyć dłużej z tymi, którzy dla nas naprawdę bardzo się liczą. Pamiętajmy aby spędzić ten czas,wart 10 zł  z tymi, których kochamy.
Jeżeli jutro zachorujemy ciężko i nie będziemy w stanie iść do pracy, a nawet jak jutro umrzemy, to firma, w której pracujemy, szybko znajdzie sobie na nasze miejsce kogoś innego. Ale nasza Rodzina, nasi Przyjaciele do końca swoich dni będą mieli pustkę w sercu.

Właśnie, żyje nam się dziś i trudno i szybko. Ciągle zabiegani. Jedni pędza do pracy, inni na zakupy, poświęcając tym czynnością coraz więcej uwagi. Coraz mniej za to mamy czasu dla dzieci, tych małych i tych większych (dorosłych) też. Nasze więzy są coraz słabsze. Stajemy się coraz mniej wrażliwi na ich rozterki. Podsuwamy im komputery, telewizory, by wynagrodzić im nasz brak czasu. Rodzica, jego miłości,  nie da się zastąpić nową grą komputerową, która niejednokrotnie budzi w dziecku agresję , przenoszoną potem ze świata wirtualnego, w ten prawdziwy.  Problemy wychowawcze stają się codziennością.

   Czytałam kiedyś artykuł, w którym było napisane, że prawie siedemdziesiąt procent dzieci w wieku szkolnym, nie jest przytulana przez rodziców. To bardzo niepokojące. Przecież to od wychowania, od podejścia do dziecka zależy jego osobowość,  wrażliwość.  Sama jestem matką i wiem, jakie to trudne. Często mam wrażenie, że tego czasu poświęcam dzieciom za mało, że mogłabym coś więcej, choć dobrze wiem, że jedna osoba nie w pełni może zastąpić miłości obojga rodziców.

– między młotem i kowadłem…

Małomiasteczkowy spokój. Nic się nie dzieje, prawie wszyscy wszystkich znają i wszyscy, o wszystkich wiedzą prawie wszystko.    Znam ich chyba od zawsze, czyli od czasu jak tylko sięga moja pamięć. Dziś, oboje już na emeryturze. Dzieci , na  stanowiskach, już dawno opuściły rodzinne gniazdo. W  mieszkaniu tylko oni, skazani na siebie,pewnie już tylko z przyzwyczajenia. Odwiedzam ich  czasem,mając sprawę do załatwienia, lub wpadam na kawkę , tak do znajomych.  Tym razem chodziło o coś ważnego, coś, co nie powinno czekać. Drzwi otworzyła mi
 ona

postawna gospodyni przyodziana w gradową minę . Już od progu dowiedziałam się, że on, znowu „popłynął”, że godzinami nie było go  w domu, a jeżeli już wrócił, to robił awantury. Wstyd na cały blok. Tak było kilka dni. Alkohol, awantury, alkohol, do czasu, aż przyszło opamiętanie. Opowiadała to wszystko, używając przy tym wielu epitetów i porównań. A co? niech ludzie słyszą, niech wiedzą, niech si wstydzi. Tylko czy taki „pijus” wie co to wstyd?

on

cicho siedział w fotelu, czytając lokalną prasę. Nie protestował, nie zaprzeczał, czytał, a może tylko udawał, że czyta, byle tylko się czymś zająć, byle spuścić wzrok.  Byłam pewna, ze wiedział, co to wstyd. Tak jakoś zrobiło mi się go żal. W młodości rzeczywiście za kołnierz nie wylewał. Było dużo i często, aż  przerodziło się w nałóg. Zrozumiał. Jest powiedzenie, że lepiej późno, niż wcale.  Zapisał się do grupy A A, nawet w domu nie wiedzieli. Pomogło.  Kilka lat  abstynencji i rodzinnej sielanki, ale alkoholik do końca życia będzie alkoholikiem. Spróbował, nie potrafił zapanować. To było silniejsze.  Tak jest do dziś. Wciąż walczy. Walczy z alkoholem, ze swoim drugim ja. Kilka miesięcy normalnego życia przeplecione kilkudniowym „odpływem”. Tak jak teraz.

Piłam  kawę i przyznam, że tak jakoś dziwnie niezręcznie mi się zrobiło , bo z jednej strony ona,  mająca i udowadniająca światu  swoje racje, z drugiej on, skruszony, potulny jak baranek i w tym wszystkim ja, zawieszona między młotem i kowadłem. Po której by nie stanąć stronie, będzie źle. Jeszcze pamiętam, jak wygląda życie żony alkoholika, ale przecież, on naprawdę się stara.

 

Zaufanie jest jak kartka papieru, raz zgniecione, już nigdy nie będzie takie samo…

   Zaufanie, co to takiego? Jakie znaczenie ma to słowo w dzisiejszym pędzącym na oślep (byle do przodu)  świecie. Nie jest łatwo je zdobyć, ale  stracić można w jednym momencie i to bezpowrotnie.

  Wiadomo, że rodzice mają wpływ na to, w jaki sposób  kształtuje się zaufanie u dziecka. Sprzyjają temu oczywiście pozytywne relacje w domu. wpajamy dzieciom, że ludzie , że świat, że to wszystko dobre, że przecież niemożliwe jest życie bez zaufania. Osobiście, wydaje mi się, że fajnie jest, gdy te relacje rodzic dziecko są na stopie przyjacielskiej, aczkolwiek z pewnym poszanowaniem słowa rodzic .  Dziecko  ufa rodzicom, ale czy w równym stopniu może zaufać sąsiadowi, czy może  zaufać, gdy idąc do szkoły, zatrzyma się i zaproponuje podwiezienie niby znajomy kierowca, tu byłabym ostrożna, bo właśnie na takie przypadki są  narażone moje nastoletnie już dzieci.  Tak naprawdę, nie wiadomo, co i jakie zamiary kryją się pod maską takiego, na pozór miło wyglądającego człowieka.  Tu o zaufaniu  nie może być mowy, bo  niejednokrotnie  takie i tym podobnie zdarzenia mogą mieć  tragiczne w skutkach  konsekwencje. Tyle niebezpieczeństw czyha na każdym kroku.

W świecie dorosłych ,  zaufanie  ma trochę inny wymiar, inne barwy.  Razem z szacunkiem,zaufanie  stanowi filar całego związku.  Pęknie jest,  gdy ufamy bezgranicznie, gdy jesteśmy lojalni wobec drugiej osoby , ale  często  pojawia się  w życiu ” zaufanie kontrolowane”, czyli ; ufam ci, ale  sprawdzić lubię. Czy to jeszcze jest zaufanie?  czy już ten podtrzymujący filar z upływem czasu zaczyna się kruszyć? 

  Normalnie zaufać w życiu  komuś może nie jest tak trudno. Trudniej jest, gdy to nasze zaufanie zostało już   kiedyś zawiedzione.   Zaufać ponownie to wielki sprawdzian dla siebie samego.  Umysł ludzki podpowiada; jeśli zaufam i się otworzę  łatwo będzie mnie  zranić, jeśli  nie, będę żył bezpiecznie za grubym murem zwanym samotnością.  Co wybrać,  walka z samym sobą trwa  niejednokrotnie latami.  Pewne jest tylko jedno; łatwiej  stracić zaufanie do kogoś, niż  ponownie zaufać.

 

 

Oj, dziwny jest ten nasz świat

Zbliża  się jedno z najpiękniejszych świąt, Boże Narodzenie. Jezus się rodzi, w żłobie leży , nierozpoznawalny przez świat, a przecież ten świat to my; ci dobrzy, ci odrobinę biedniejsi,znaczy gorsi i ci, których życie zepchnęło na dno. Wszyscy przygotowujemy się do świąt . Różnie, bo przecież każdy inaczej,po swojemu, ale może wyglądać to tak;

Kartki z życzeniami świątecznymi pewnie już wysłane (z pewnością  bardzo szczere) według szablonu tzw.gotowce, wystarczyło tylko podpisać. Listę zakupów robimy zaś samodzielnie,pod naporem myśli, by niczego nie zabrakło. Choinka przystrojona przecudnymi ozdobami. Jej blask przytłacza spory. To nic, że dusza brudna, że chciałaby krzyczeć, ale to przecież tylko niemy krzyk, nikt przecież nie usłyszy. Wszyscy życzliwi, szczerze klepią te same regułki od lat, ostatnie poprawki,potem wspólne zdjęcie, by w albumie (komputerze) pozostał ślad. Wigilijny wieczór spędzony na rozpakowywaniu prezentów. Magia świąt, zamiast duchowego przeżycia.  Potem jeszcze tylko pierwszy i drugi dzień spotkań rodzinnych, polanych gatunkowym alkoholem. Święta, święta i po świętach.

Może i trochę to brutalne,co napisałam,ale niestety coraz częściej jest to prawdą. Zapatrzeni, zafascynowani zachodem, jego lepszym życiem, tak bardzo chcemy  mu dorównać, że pomijamy  sprawy duchowe. Dlaczego tak?

W  minionym tygodniu organizowaliśmy wigilię dla samotnych. Siedzieliśmy przy jednym stole razem z mieszkańcami Domu Pomocy Społecznej i innymi samotnymi, starszymi osobami. Była modlitwa,dzielenie się opłatkiem, wspólne śpiewanie kolęd, opowiadania o tym,jak to dawniej bywało. Stoły może  nie uginały się od wymyślnych potraw, ale z jedzenia nic się nie zmarnowało. Podziękowaniem był uśmiech, czasem łza, czy zwykłe przytulenie na pożegnanie.

Dwie wigilie, jak dwa światy, a przecież te same święta. Dziwny jest ten świat, oj dziwny.