– bo nie ma na Ziemi sytuacji bez wyjścia

„Kiedy mówisz”
Nie płacz w liście
nie pisz, że los ciebie kopnął
nie ma na Ziemi sytuacji bez wyjścia
kiedy Bóg drzwi zamyka…to otwiera okno
odetchnij popatrz
spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz.
ks Jan Twardowski

Przepiękny wiersz księdza Jana Twardowskiego, pełen refleksji nad życiem. Ileż to razy na swej drodze znajdowaliśmy się w sytuacji bez wyjścia, ileż to razy byliśmy pewni, że po kolejnym upadku nie zdołamy się podnieść, a jednak jesteśmy, żyjemy, kochamy i ciągle trwamy.  Po czasie okazuje się, że te wielkie nieszczęścia,wcale nie były takie wielkie.
. Przecież gdyby nie one, to chyba nawet nie wiedzielibyśmy jak smakuje szczęście. Tak się zastanawiam, czy doceniałabym te swoje małe szczęścia, czy w ogóle bym je zauważała, gdyby moje życie było inne, takie bez trosk i tragedii ? A może bym chciała więcej i więcej.  Czy to wszystko zależy od charakteru człowieka, od środowiska w którym się przebywa, czy może od wieku, jaki się ma, bo z wiekiem człowiek podobno  mądrzejszy, a na pewno bogatszy w doświadczenia.  Sama nie wiem.  wiem za to, że cieszy mnie rodzina – dzieci, wnuki, a tych drugich przecież będzie więcej, praca,  przyjaciele, nawet każdy budzący się dzień, to też dla mnie takie malusieńkie szczęście.  Ludzie mówią, że się zmieniłam, może to i prawda, no ale póki co każdy ma jeszcze prawo do swoich wewnętrznych refleksji, swojej prywatności, swojego zdania.
I co Wy o tym wszystkim myślicie ?

Dlaczego piszemy bloga / taka mała refleksja o sobie i nie tylko

Dlaczego piszemy bloga?
Dlaczego i ja zaczęłam  taką przygodę?
Co z tego mam/ mamy ?
Na ile obnażamy się ze swojej prywatności tym pisaniem ?

Te i podobne tym pytania i mnie dopadły, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu.  
Powody dla których zaczynamy pisać – zakładamy bloga są zapewne różne, tak jak różni są ludzie i ich charaktery.   Jedni prowadzą blogi kulinarne, inni modowe, a jeszcze inni  blogi o swoim codziennym życiu, o swoich pasjach, kłopotach i radościach, czyli coś w rodzaju  pamiętnika.  
  Dlaczego ja piszę?
 Swoją przygodę z blogowaniem rozpoczęłam ponad trzy lata temu. Nie pod żadnym naciskiem, nie z żadnego przymusu, raczej z ciekawości, choć przyznam, że taką właśnie decyzję pomogło mi podjąć grono znajomych w grupie których się znalazłam. Dodam jeszcze, że w szkole jakoś bardziej lubiłam język polski niż  przedmioty ścisłe.
Kilka lat temu, gdy o blogowaniu nie miałam zielonego pojęcia, pewna osoba zaproponowała mi, bym napisała coś w rodzaju wspomnień ze swojego „bogatego życia”.  Nie zgodziłam się wówczas, i teraz też pewnie bym postąpiła podobnie, choć na moim blogu można znaleźć sporo bardzo prywatnych wiadomości, napisanych po dokładnym przemyśleniu. Doskonale zdaję sobie sprawę, że blog jest publikowany w internecie i każdy ma do niego dostęp, zatem fragmenty z życia prywatnego już nie są całkiem prywatne.
Wiem, że nie jestem profesjonalistką w tej dziedzinie, ale mój blog, to moje miejsce w sieci i mogę sobie pozwolić na ryzyko błędu.
Mówiąc o korzyściach, to są one niewymierne, bo przecież nie można na nic przeliczyć przyjaciół, których tu znalazłam i historii, które poznałam.
 Ja osobiście też się zmieniłam, już nie jestem tą zamkniętą w sobie osobą, zdobyłam odrobinę odwagi ,by dalej iść swoją drogą, a z kamieni, które życie rzuca mi pod nogi  buduję schody i pomaleńku, ostrożnie zaczynam wspinać się tymi schodami w górę. Krok za kroczkiem i nawet już wiem, jak smakuje szczęście i potrafię się nim cieszyć, nawet takim maluteńkim.  
 Prowadzenie bloga wpłynęło też na fakt, że wróciłam do pisania wierszy, takich z serca i duszy i z tego bardzo się cieszę, bo człowiek czasem musi uwolnić to, co w nim siedzi.  
 Podsumowując;  same korzyści, co prawda niematerialne, ale dla mnie znacznie bardziej cenne.
 A Ty, dlaczego i po co piszesz bloga? Czy potrafisz o tym napisać prosto i szczerze w kilku słowach.?

… ze starego zeszytu

— kilka wspomnieniowych wpisów ze starego zeszytu…..

10 kwiecień (wtorek)

Starsze dzieci już w szkole, maluchy wesoło szaleją, a ja spakowana, gotowa… za godzinę będę już na oddziale, co dalej?… nie bardzo wiem… trochę się boję…

Po obchodzie, ordynator wezwał mnie do swojego gabinetu na rozmowę. Okazało się, że mój pobyt w naszym szpitalu właśnie dobiegł końca . Wychodzę ze skierowaniem do innego , takiego specjalistycznego w dużym mieście. Mam jeden dzień na zorganizowanie wszystkiego, stanowczo za mało.

11 kwiecień (środa)

Wieczór dzieci śpią, mały spacer z psem, papieros , taka cisza wokół…wsi spokojna, czy jeszcze u wrócę? To niesprawiedliwe, przecież miało być tak pięknie.

12 kwiecień (czwartek)

Jestem w wielkim mieście, w wielkim szpitalu, już po  wszystkich formalnościach i po badaniach.  Profesor Z. starał się wszystko dobrze wytłumaczyć; co, jak i dlaczego ? Niewiele z tego do mnie dotarło, ale wiem, jutro zabieg i to właśnie on będzie trzymał pieczę nad wszystkim. Może wreszcie uda się usunąć to cholerstwo w całości.
Na sali jestem sama, choć poznałam kobietę, która leży na innej, tuż obok, właściwie to ona przyszła mnie poznać.  weszłam na jej miejsce, znaczy ona miała mieć jutro operację, ale przełożyli, widać mój przypadek bardziej beznadziejny.  Przyniosła mi książkę do czytania;  Janusz Leon Wiśniewski   „S@motność w sieci” podobno hit, tylko jakoś  nie mam głowy do czytania. W ogóle nie mam głowy do niczego. Taka pustka. Przed chwilą była pielęgniarka z zastrzykiem, pytała, czy chcę coś na sen. Nie chcę, chcę tylko do normalności do domu, do dzieci.

13 kwiecień (piątek)

O rany, dziś trzynasty i piątek, staram się nie wierzyć w przesądy, choć podobno jeden pacjent się nie zgodził na operację, ale co ma być , niech będzie, byle było po wszystkim. Od rana faszerują mnie zastrzykami, już trzy, nawet nie pytałam jakie. Trochę dziwnie się czuję. Była pani psycholog, jakoś nie miałam ochoty z nią rozmawiać. Poszła.  Jest dziesiąta piętnaście. Operacja chyba koło południa, jak tylko dotrze profesor. Zwijam cały swój bagaż i…. do zobaczenia po. Oby

 

Następny zapis jest z 17 kwietnia, potem jeszcze kilka. Dziś mija już kolejna rocznica, jak widać trzynasty okazał się dniem szczęśliwym. Jestem, żyję, oddycham. Często jednak wracam do tych wspomnień i do ludzi, których po drodze spotkałam, takich, którzy choć odrobinkę we mnie wierzyli i wierzą. Znajoma, której wiele zawdzięczam,dawno temu wstawiła na fb post, w którym było napisane ;

” Każdy może się poddać,to najłatwiejsza rzecz do zrobienia.
 Ale wytrzymać, przetrwać, gdy nie wychodzi,gdy nie wiesz co dalej
 gdy inni namawiają Cię, aby odpuścić, wymaga prawdziwej siły i charakteru.
                          DASZ RADĘ

Pod tym wpisem zostawiłam wówczas taki komentarz

— te słowa to powinny wisieć u mnie nad łóżkiem… codziennie rano powinnam je czytać i powtarzać…. dasz radę , dasz radę…. itd…

właśnie dziś, napisała mi odpowiedź do tamtego komentarza

–  Pani Alinko dała Pani radę:) Pozdrawiam

 Rozczuliłam się, taki ze mnie mazgaj. Zwykłe słowo DZIĘKUJĘ, to zbyt mało.

– wiosna, wiosna, wiosna, wiosennych porządków czas…

—  // —

Powietrze tak lekkie marzeniem
i słońca łzą delikatne,
choć drzewa wciąż nagie,
niczym w jesieni,
to wiatr już prosi o wiosnę.

Wyrzucę z serca
zasuszone kwiaty,
bolesne wspomnienia .
Łąkę nadziei
posieję od nowa
i zrobię miejsce
kiełkującym marzeniom,
tak delikatnym
jak płatki przebiśniegów,
po zimowej depresji
odrodzę się na nowo.

Słońcem znów będę
malować obrazy
deszczem wiosennym
obmyję twarz po zimie,
wolna, radosna,
znów zaznam szczęścia odrobinę .

Właśnie zawitała do nas wiosna, co prawda  tylko  kalendarzowa, ale prognozy wskazują, że niebawem przyjdzie i ta prawdziwa. Wiadomo jak wiosna, to i wiosennych porządków czas.  Większość z nas  zrobiła już porządki w swoim sercu,w swoim sumieniu, wyrzuciła, to co niepotrzebne, posiała nowe nadzieje,  zatem teraz możemy się zająć tym, co ogarnia wzrok, co nas otacza.
   Codziennie rano w drodze na przystanek autobusowy „podziwiam” mnóstwo walających się w przydrożnych rowach śmieci.  Dodam, że jest to jedna z głównych dróg krajowych, wiodąca z południa na północ.  Można  znaleźć tam wszystko, począwszy od butelek, puszek po napojach, poprzez całe  torby zapakowane, no niestety nie wiem czym // nie sprawdzałam /. Wiosna przyszła, młoda trawka sobie rośnie, woda płynie, śmieci leżą, a życie toczy się dalej. Jak gdyby nigdy nic, czyli wszystko w normie.
  Nie czepiam się  samych śmieci. Mieszkam tu już kilka dobrych lat i wiem, że przyjdzie czas, gdy odpowiednie służby wyślą swych pracowników i wszystko będzie wysprzątane. Będzie znowu czyściutko, no przynajmniej przez jakiś czas.  Zastanawia mnie jedno co myśli kierowca , wyrzucając  śmieci do rowu, czy tylko to, że z samochodu pozbył się tego, co zbędne.  Czy podobnie zachowałby się na swoim własnym podwórku. Pewnie nie, bo przecież nasze prywatne podwórko  musi być, wysprzątane,wychuchane,  więc  jak to  jest, że o swoje dbamy, lubimy by było czysto i schludnie, a to, co za ogrodzeniem, to już nas nie obchodzi. Dziwne to wszystko i dla mnie nie do końca zrozumiałe, ale sami  sobie  projektujemy wizytówkę  kraju.
  Może ktoś pomyśli, że się wymądrzam, ze szukam  przysłowiowej dziury w całym ale ….  czy nie warto sięgnąć wzrokiem nieco dalej i zadbać nie tylko o czubek własnego nosa. Przecież to nic nie kosztuje.

Kocham cię życie, taką miłością ze wszystkich największą, czy to coś złego?

Ostatnio, bardzo bliska mi osoba zadała pytanie, ” a z tobą to wszystko w porządku?” Odpowiedziałam, że w jak najlepszym, bo czy to źle, że kocham i cieszę się życiem? Czy zawsze dzień musi zaczynać się od marudzenia, narzekania na cały ten świat. A to pogoda zła, a to do szkoły nie chce się wstać, ktoś zdenerwuje, coś tam boli i strzyka, no a o polityce to już wspominać nie muszę, bo to dopiero temat do narzekania.  Skoro już tak jest, że większość lubi sobie pobiadolić, to ja, na przekór oświadczam, że jestem w tej mniejszości . Kocham życie i kocham cieszyć się każdą jego chwilą. Od kilku lat buduję swój mały świat, taki zwyczajny z marzeń utkany. Krok po kroku. Pomyślicie pewnie, życie to nie bajka i  ja takiego nie chcę, bo bajki wcale nie są piękne. Bohaterzy muszą wiele wycierpieć, by odnaleźć miłość i szczęście. Choć z reguły kończy się słowami ” i żyli długo i szczęśliwie”, to nie oznacza przecież, że w ich życiu nic się nie działo.  Nie żyję w bajce. Póki co, mam jakieś tam zdrowie, dzieci, wnuki, póki  mam pracę i w miarę godne życie, powodów do narzekań brak.  Staram się budzić z myślą, że przede mną dobry dzień, a to już połowa sukcesu.  To nic, że wieczorem  padam ze zmęczenia, że ból czasem łzę wyciśnie, że zasypiam, zanim dobrze przytulę się do poduszki.  Jest takie jedno fajne przysłowie   ” Jeśli cierpisz z powodu serca, zajmij myśli, jeżeli z powodu myśli- zajmij ręce”, tego  się więc trzymam. Zmęczona, ale szczęśliwa.

  A Ty, który właśnie czytasz te słowa, uśmiechnij się, bo życie jest piękne. Wiosna tuż, tuż, już pierwsze przebiśniegi kwitną. Masz  z kim rozmawiać, co jeść i pić. Ludzie mówią Ci cześć, to znaczy, że Cię zauważają. Możesz się śmiać i możesz jeszcze wiele innych rzeczy.  To wszystko, to taki raj na ziemi, wiec jak go nie doceniać, bo niekoniecznie trzeba spaść na dno i poczuć oddech śmierci na swojej skórze, by zrozumieć, czym jest radość.  Wiecie, czasem to odrobinkę żałuję, że życia nie można, ot tak zwyczajnie,  przytulić i podziękować za to wszystko, co się od niego dostało.  Ktoś, kiedyś powiedział ” nie mów, że kochasz życie,  że jest ci dobrze na tym świecie, bo zaraz dostaniesz kopa od kogoś z tłumu” – a może tym razem nie, może…

” Zapach perfum kobiety, mówi o niej więcej, niż jej charakter pisma „

  Słowa stanowiące tytuł tego postu wypowiedział kiedyś Christian Dior. Ile w tym prawdy? Pewnie jak w każdym cytacie – sporo. Osobiście uważam, że zapach kobiety / mężczyzny to bardzo osobista wręcz intymna sprawa, dlatego też nie wchodzę do sklepu i nie kupuję  znajomym perfum jako upominki, no chyba, że jest to dla mnie  ktoś bardzo bliski.  Dla mnie jest to rzeczą normalną, że to co mi się podoba, niekoniecznie musi się podobać, znajomej, czy znajomemu . Zatem jeżeli już kupujemy to tylko najbliższym, kogo darzymy uczuciem, nawet takim rodzicielskim, bo wiemy co dana osoba lubi i jaka jest. Tu podam maleńki przykładzik, znajomy, który od kilku lat pracuje za granicą kiedyś napisał: „a ja już od kilku lat, jadąc do domu na urlop kupuję żonie tradycyjnie te same perfumy”  (tu podaje nazwę, której jednak nie wymienię, by nie robić reklamy)  i to jest  właśnie piękne, bo żona to ta właśnie najbliższa, do której się tęskni, zwłaszcza, gdy dzielą takie odległości.

   Perfumy, ich  zmysłowy zapach nie tylko  dodają energii, elegancji, ale również podkreślają osobowość człowieka.  W czym więc tkwi ta tajemnica?  W składnikach, a w rezultacie w ich doborze i odpowiednim  mieszaniu zapachów. Niektóre są bardzo intensywne, inne subtelne, delikatne, by tylko podkreślić  charakter woni.

Kilka ciekawostek, o tych najbardziej lubianych przez nas zapachach

  FIOŁEK – do  produkcji perfum używane są i kwiaty, które pachną słodko i intensywnie,
JAŚMIN-   produkcja olejku jest bardzo pracochłonna . Taka ciekawostka, żeby uzyskać jeden litr olejku, trzeba ręcznie zebrać kilkadziesiąt kilogramów płatków. Jaśmin rośnie głównie w Chinach i Indiach
TUBEROZA jest to kwiat, o bardzo bogatym aromacie, bo można w nim wyczuć zapach konwalii, jaśminu, pomarańczy. To właśnie o nim tak pięknie śpiewał Marek Grechuta  

BERGAMOTKA , zapach ten dodaje się do perfum, ponieważ jej woń jest orzeźwiająca z nutą goryczki. Podobno ma również działanie antydepresyjne.
PIŻMO jest to wydzielina ze zwierząt piżmowych, choć coraz częściej uzyskiwany syntetycznie. Zapach uważany za niezwykle atrakcyjny.
WANILIA, ten zapach  zna chyba każdy.Otrzymuje się go z rośliny zaliczanej do strączkowych.  Podobno jej aromat podnosi libido.
AMBRA , to wydzielina z kaszalota, ma ostry, morski zapach. Stanowi bazę wielu perfum, nazywana czasem pływającym złotem

 Teraz możemy choć w części zrozumieć dlaczego dobre perfumy są tak osobistą sprawą każdego no i po części dlaczego ich cena jest tak wysoka.

 

 

Wróblem wyleci, wołem powróci.

  Plotka, każdy ją zna. Powstaje w bardzo prosty sposób. Ktoś coś powiedział, ktoś usłyszał, zrozumiał po swojemu i przekazał dalej. Najlepszym przykładem rodzenia się plotki jest taka niewinna zabawa w głuchy telefon. Pewnie ją znacie, ja pamiętam ją jeszcze z czasów szkoły podstawowej. Często, bawiliśmy się tak właśnie. Pierwsza osoba wymyślała słowo, lub krótką historyjkę  i powtarzała na ucho  kolejnej i tak do końca, aż  ta ostatnia mówiła głośno, co usłyszała. Śmiechu było sporo, no ale wracając do tematu, to śmiało mogę powiedzieć; plotkujemy wszyscy. To stwierdzenie  może budzić u niektórych oburzenie, ale przecież plotkowanie, to też pewna forma komunikowania się, na przykład, rozmowy w domu na temat szefa czy  znajomych. Plotka, to przecież nic innego, jak wymiana informacji o osobach nieobecnych.   Z reguły są to informacje niesprawdzone i niejednokrotnie nieprawdziwe, czasem nawet powodujące utratę dobrego wizerunku osoby, o której mówimy.

   Skoro plotkujemy wszyscy, to rzeczą oczywistą jest, że i o nas też plotkują.  Tych, które podnoszą ciśnienie lepiej nie wspominać, ale są też i takie ploteczki, które potrafią, rozbawić a nawet zadziwić . Jedną taką pozwolę sobie podzielić się z wami.   Po kilkuletniej przerwie, na palcu mojej prawej dłoni znów pojawiła się obrączka .  Jakie ma znaczenie, wiedzą tylko najbliżsi, ale spekulacji było sporo; a to, że wróciłam  do męża, albo, że to w dowód (nie mam pojęcia czego tam), a nawet, że powtórnie wyszłam za mąż, tu nawet padało konkretne nazwisko. Męża widać nie było, więc wszystko jakoś powoli ucichło.  Tak  by się wydawało. gdyby nie wróciło i to w nietypowych, trudnych dla mnie okolicznościach. Stojąc w kościele, przy trumnie zmarłego brata, usłyszałam nagle. ” Te zobacz. ona ma obrączkę na palcu, to nawet nikt nam nie powiedział, że za mąż wyszła” Tym razem to przykre, bo ani to miejsce, ani czas na takie wywody, takie oceny.  Cóż, sprawdza się stare przysłowie; plotka wyleci wróblem, a powróci wołem.

  A obrączka? no cóż, to bardzo rodzinny i bliski sercu prezent i nic, że wartość materialna niewielka, ale na palcu pozostanie do końca moich dni.

Książka, jak przewodnik przez życie, jak przyjaciel, który nie zawiedzie

Jestem z tego pokolenia, które to siedziało do późna w nocy i czytało  książki pod kołdrą z latarką w dłoni. No tak, to stara już jestem i jakby nie z tego świata, bo teraz już mało kto czyta tradycyjne książki. Mnie wciąż jednak wciąga zapach papieru i farby drukarskiej.  Zaczęło się zwyczajnie, od szkolnej wizyty w bibliotece, ale już nie szkolnej, tylko takiej dla wszystkich, a właściwie od zauroczenia ilością półek z książkami i  opowieściami młodej dziewczyny, która w tej bibliotece pracowała.  Wtedy właśnie ona dostrzegła ten zachwyt w moich oczach, bo potem, przez kilka lat podsuwała mi coraz to nowe i ciekawe książki do czytania.  Pochłaniałam je z takim zaciekawieniem, , bo rzeczywiście  moja mama krzyczała, że już prawie świta, a ja nie zdążyłam jeszcze zasnąć. Z czasem to i ona się przyzwyczaiła do takich nocnych sytuacji i nie reagowała, więc czytałam. Wiadomo, że nie lektury, bo słowo lektura obowiązkowa, kojarzyło się z przymusem,  a przecież  ja byłam wolna .  Pewnie tamto czytanie ma do dziś wpływ na mój charakter,  moje widzenie dzisiejszego świata.  Wszak nie tak go sobie wymarzyłam. 

Choć życie toczy się swoimi torami, to ja wciąż uciekam w świat książek. No bo jak bez nich, gdy po dwudziestu latach wróciłam w rodzinne strony, a w bibliotece ta sama pani, co prawda już nie młoda, ale  od razu mnie rozpoznała.  Przyznam, że to właśnie ona  ( może świadomie, a może nie), pomogła mi przejść, przez te trudniejsze  chwile. Pamiętam pierwszą książkę jaką dała mi do przeczytania, właśnie wtedy, gdy po latach rozpoczynałam nowe życie. Była to autobiograficzna powieść Waris Dirie  „Kwiat pustyni”. Kto czytał, ten wie, że rzeczy, o których nawet marzyć nie wolno, mogą się wydarzyć naprawdę. Potem była fascynacja  twórczością Janusza Leona Wiśniewskiego, choć przyznam szczerze jego  bestselleru „Samotność w sieci”  nie przeczytałam do końca. Zaczęłam czytać  na dzień przed operacją usunięcia nowotworu i tak jakoś już nie potrafiłam  do tej powieści wrócić.   Dziś, choć życie wciąż nie rozpieszcza, staram się czytać rzeczy lekkie i przyjemne, współczesnych autorów.  Chętnie sięgam też do małych tomików poezji moich znajomych. Książka to takie moje lekarstwo na samotność, na nudę , na problemy. 

   Ostatnio, czytając ” Prowincję pełną smaków” Katarzyny Enerlich  natknęłam się na taki fragment – cytuję

„Umarł starzec. Ale zanim trafił do bram raju, ukazało mu się całe jego życie w postaci piaszczystego brzegu ze śladami stóp. Pochylił się nad śladami. Zauważył, że czasem są to ślady jednego człowieka, a czasem jakby było ich dwóch. Zapytał więc Boga. – Czyje to ślady obok moich?  A Bóg mu odpowiedział.   -To ja idę razem z tobą.    Starzec przyjrzał się jeszcze raz śladom. Uważnie. I zobaczył, że w szczęśliwych chwilach Bóg szedł obok niego. Ale nie dostrzegł jego śladów w trudnych chwilach. Zapytał więc Boga:  – Dlaczego mnie wówczas opuściłeś?   A Bóg mu odpowiedział.  – Źle wszystko zrozumiałeś starcze. Kiedy było ci dobrze, mogłem iść obok ciebie. Ale kiedy było ci ciężko w życiu, niosłem cię na swych ramionach”

    Przeczytałam, uśmiechnęłam się wówczas do swoich myśli, bo przyszło mi do głowy, że pomimo wszystko w moim życiu jest sporo tych podwójnych śladów, czego i Wam kochani życzę w tym roku, który właśnie nam się rozpoczął,  by gdy upadniemy, nikt nie musiał nas nieść, byśmy mieli tyle wewnętrznej siły, by powstać i iść dalej.

 

 

Jest taki dzień….

   ” Jest taki dzień, bardzo ciepły, choć grudniowy”,  to nie tylko słowa znanej piosenki. Wszyscy doskonale wiemy, o jaki dzień chodzi. Spędzamy go uroczyście, w gronie najbliższych,  przy pięknie nakrytym stole. Nie wszyscy mają jednak tyle szczęścia. Są ludzie, którzy ten dzień spędzają samotnie, tęskniąc za ciepłym słowem, za tym, by ktoś bliski podał rękę, uścisnął, przytulił.

      Różne są ludzkie  drogi. Jednych los pognał gdzieś daleko, w obce strony za pracą, za tym, by dzieciom zapewnić lepszy start w dorosłe życie, Innym los ciągle rzuca nowe kłody pod nogi,a jeszcze inni po prostu zostali wymazani z pamięci przez bliskich, lub traktowani jak przysłowiowe piąte koło u wozu, pozostawieni gdzieś w szpitalu, czy domu opieki.  Wiele osób pomyśli, no przecież  byłam, odwiedziłam,  rozmawiałam przez telefon, czy też mieliśmy wideo opłatek na skype. Takie właśnie   jest to nasze życie, gnamy ile sił do przodu, po drodze rozgrzeszając siebie ze słabostek, tłumacząc wszystko brakiem czasu.  Jakie życie, takie i święta. Dla jednych pełne radości, a dla innych z łezka w oku. Oby tych „innych” było jak najmniej, oby nikt nie poznał, jak smakuje samotność. Tego  Wam kochani życzę, nie tylko na święta, ale na każdy powszedni dzień.

– jeszcze coś zostało po wyborach….

Od ostatnich wyborów minęło już sporo czasu, wybieraliśmy, czy nie wybieraliśmy, fakt jest jeden; mamy nowy rząd. Ja jednak nie o polityce, bo to nie moje klocki do zabawy. Po pierwsze, co do polityki, to ilu ludzi, tyle zdań, więc polemizować w tym temacie nie mam zamiaru, a po drugie, zawsze kojarzyła mi się z ciemną stroną medalu.

Przed wyborami była jeszcze kampania wyborcza i na nią, a właściwie na to, co po niej pozostało chciałam kilka słów napisać. A co pozostało?  podarte plakaty i bilbordy  ze zdjęciami kandydujących.   Co niektórzy pewnie powiedzą, że na sprzątnięcie do czysta tego bałaganu jest jeszcze czas,  bo nie minęło ustawowe 30 dni, ale to żadna przyjemność, gdy rano idę do pracy  i dane jest mi podziwiać  podarte  zdjęcia  kandydujących.   Oczywiście dodam, że większa część, przynajmniej w naszym mieście jest uprzątnięta, zwłaszcza te z prywatnych posesji, no ale ta niechlubna część jeszcze pozostała i  straszy.  Bo czy nie jest  rzeczą straszną, że   kandydat na posła, na jednym z plakatów  jest pozbawiony głowy, czy też  na innym , jakaś  sprawna ręka artysty amatora, dorysowała co nie co. Dla mnie jest to  dość żenujące.  Nie wiem, jak to odczuwają sami  zainteresowani, ale sądzie, że to wszystko  delikatnie mówiąc mają gdzieś.  Ktoś powiesił, pewnie  ktoś zdąży w terminie sprzątnąć, no a jeżeli nie, no cóż , kara niewielka. 

Nie jeden pomyśli;  czego się baba czepia? Od razu odpowiem; ano tego, że mi taki obraz miasta przeszkadza.