– między młotem i kowadłem…

Małomiasteczkowy spokój. Nic się nie dzieje, prawie wszyscy wszystkich znają i wszyscy, o wszystkich wiedzą prawie wszystko.    Znam ich chyba od zawsze, czyli od czasu jak tylko sięga moja pamięć. Dziś, oboje już na emeryturze. Dzieci , na  stanowiskach, już dawno opuściły rodzinne gniazdo. W  mieszkaniu tylko oni, skazani na siebie,pewnie już tylko z przyzwyczajenia. Odwiedzam ich  czasem,mając sprawę do załatwienia, lub wpadam na kawkę , tak do znajomych.  Tym razem chodziło o coś ważnego, coś, co nie powinno czekać. Drzwi otworzyła mi
 ona

postawna gospodyni przyodziana w gradową minę . Już od progu dowiedziałam się, że on, znowu „popłynął”, że godzinami nie było go  w domu, a jeżeli już wrócił, to robił awantury. Wstyd na cały blok. Tak było kilka dni. Alkohol, awantury, alkohol, do czasu, aż przyszło opamiętanie. Opowiadała to wszystko, używając przy tym wielu epitetów i porównań. A co? niech ludzie słyszą, niech wiedzą, niech si wstydzi. Tylko czy taki „pijus” wie co to wstyd?

on

cicho siedział w fotelu, czytając lokalną prasę. Nie protestował, nie zaprzeczał, czytał, a może tylko udawał, że czyta, byle tylko się czymś zająć, byle spuścić wzrok.  Byłam pewna, ze wiedział, co to wstyd. Tak jakoś zrobiło mi się go żal. W młodości rzeczywiście za kołnierz nie wylewał. Było dużo i często, aż  przerodziło się w nałóg. Zrozumiał. Jest powiedzenie, że lepiej późno, niż wcale.  Zapisał się do grupy A A, nawet w domu nie wiedzieli. Pomogło.  Kilka lat  abstynencji i rodzinnej sielanki, ale alkoholik do końca życia będzie alkoholikiem. Spróbował, nie potrafił zapanować. To było silniejsze.  Tak jest do dziś. Wciąż walczy. Walczy z alkoholem, ze swoim drugim ja. Kilka miesięcy normalnego życia przeplecione kilkudniowym „odpływem”. Tak jak teraz.

Piłam  kawę i przyznam, że tak jakoś dziwnie niezręcznie mi się zrobiło , bo z jednej strony ona,  mająca i udowadniająca światu  swoje racje, z drugiej on, skruszony, potulny jak baranek i w tym wszystkim ja, zawieszona między młotem i kowadłem. Po której by nie stanąć stronie, będzie źle. Jeszcze pamiętam, jak wygląda życie żony alkoholika, ale przecież, on naprawdę się stara.

 

Wolność „niebieskiego ptaka”

  Zawsze, gdy jechała do tego miasta, miała nadzieję, że go tam spotka.  Krążyła po znajomych już dla niej, aczkolwiek dość niebezpiecznych ulicach. W każdym mieście są takie dzielnice, takie ulice, gdzie panoszy się bieda nasiąknięta odorem alkoholu. Tu prawie nic się nie zmienia. Koszula wciąż podszyta strachem i  staraniem, by następnego dnia było co wypić i  czym przegryźć.  Ne spotkała go.  Postanowiła wejść jeszcze do pobliskiego sklepu,  by kupić  sobie coś do zjedzenia.  pakowała zakupy, gdy usłyszała dziwnie znajomy głos.  Tak, to był on.  Wyjmował na ladę butelki po piwie.  Nawet całkiem nieźle wyglądał,  jak na człowieka bezdomnego. Chyba jej nie poznał, pomyślała, że poczeka przed sklepem. Wyszedł, w ręku trzymał torbę z niewielkimi  zakupami. Zagadnęła go niego po imieniu .                                         – A to ty.
 Powiedział i nerwowo zapalił  skręconego wcześniej papierosa. Był bardzo zdziwiony jej obecnością. Znowu nie mógł opanować tego  drżenia rąk. Zawsze tak miał, od dziecka, gdy tylko się zdenerwował .
– Jeżeli znowu będziesz mnie namawiała, bym wrócił do domu, to nie trudź się nic z tego.  Mam swoje zasady. Żyję jak chcę, z kim chcę i gdzie chcę, a za co? to już nie twoja sprawa.  Dalej rozmowa się  już zupełnie nie kleiła, więc nie było sensu jej przeciągać. Śpieszył się,  zapytał  jeszcze tylko o jej dzieci. Lubił je, a one kiedyś uważały go za takiego  najfajniejszego wujka.  Odwrócił się więc i odszedł, Długo jeszcze stała i patrzyła na   przygarbioną oddalającą się  postać. Patrzyła i zastanawiała się ;  jak to jest, że ludzie, dość inteligentni,  z własnej woli wybierają bezdomność, życie  w parkach, czasem na melinach, w najlepszym wypadku  w ogródkach działkowych.  Latem, to przecież  jeszcze  da się wytrzymać, ale przecież zbliża się zima.  Do noclegowni nie pójdą, bo przecież tam jest warunek,  dla wielu nie do spełnienia.  Więc, czy to jest właśnie ta wolność? Wolność „niebieskiego ptaka”?

 

 

Wino – cudowny napój bogów i … nie tylko

   O szkodliwości i zgubnych działaniach alkoholu wiedzą  wszyscy , ale ja chciałam   kilka słów  o jego dobroczynnych właściwościach.  Na sam początek sięgnijmy do przeszłości.  Podobno  już w Mezopotamii , gdzie używano pisma klinowego znak dla wina i dla życia był taki sam  ,  no a Grecja?,  przecież tam  uznawano  wino jako  napój bogów i jednocześnie lekarstwo. Polecano go jako  środek wzmacniający, przeciwbólowy, rozweselający i przeciwgorączkowy.   Wszystko to  jest prawdą i dziś, jeżeli oczywiście  spożywamy  trunek umiarkowanie no, i oczywiście dobrej jakości .

    Prym wśród win  wiedzie  wino czerwone . Powstaje ono z całych owoców  wraz z szypułkami i pestkami,  zaś wino białe wytrawne, wytwarza się tylko z samego  soku z winogron, dlatego  w winie czerwonym jest kilka razy więcej  antyoksydantów niż w białym.   Wpływa  korzystnie  na układ krwionośny, na serce i na żołądek ( posiadające duże ilości garbników, polecane może być  osobom z nadkwasotą żołądka, podobno garbniki nie  dopuszczają do nadmiernego wydzielania się kwasu solnego)– tyle wiedzy ogólnej, działanie to jednak radzę skonsultować z lekarzem  lub chociażby z farmaceutą.  🙂  Wino gronowe ma działanie antyseptyczne  i bakteriobójcze , grzane zaś jest całkiem fajnym środkiem na przeziębienie ( fakt sprawdzony przez moją sąsiadkę, minionej zimy nie chorowała ani razu , a wiem  czym się leczyła 😉 ), ale…

   Uważajmy, by nigdy nie przekroczyć tej tak zwanej dawki zdrowotnej, bo alkohol również zabija i wiemy o tym doskonale. Spożywanie jego nadmiernej ilości , prowadzi do uzależnienia i choroby alkoholowej, a wówczas, niszczy nie tylko pijącego, ale całą jego rodzinę.

      Podsumowując;  alkohol spożywany w małych ilościach, nie jest szkodliwy dla zdrowia, a w niektórych chorobach może wspomagać organizm i działać  leczniczo.   Może zostanę odebrana przez niektórych jako osoba promująca picie, ( mam  nadzieję , że jednak nie), ale przecież lampka dobrego trunku  nikomu nie zaszkodziła .  Pijmy więc wino tylko na zdrowie i tylko  dla zdrowia.