Zbliża się jedno z najpiękniejszych świąt, Boże Narodzenie. Jezus się rodzi, w żłobie leży , nierozpoznawalny przez świat, a przecież ten świat to my; ci dobrzy, ci odrobinę biedniejsi,znaczy gorsi i ci, których życie zepchnęło na dno. Wszyscy przygotowujemy się do świąt . Różnie, bo przecież każdy inaczej,po swojemu, ale może wyglądać to tak;
Kartki z życzeniami świątecznymi pewnie już wysłane (z pewnością bardzo szczere) według szablonu tzw.gotowce, wystarczyło tylko podpisać. Listę zakupów robimy zaś samodzielnie,pod naporem myśli, by niczego nie zabrakło. Choinka przystrojona przecudnymi ozdobami. Jej blask przytłacza spory. To nic, że dusza brudna, że chciałaby krzyczeć, ale to przecież tylko niemy krzyk, nikt przecież nie usłyszy. Wszyscy życzliwi, szczerze klepią te same regułki od lat, ostatnie poprawki,potem wspólne zdjęcie, by w albumie (komputerze) pozostał ślad. Wigilijny wieczór spędzony na rozpakowywaniu prezentów. Magia świąt, zamiast duchowego przeżycia. Potem jeszcze tylko pierwszy i drugi dzień spotkań rodzinnych, polanych gatunkowym alkoholem. Święta, święta i po świętach.
Może i trochę to brutalne,co napisałam,ale niestety coraz częściej jest to prawdą. Zapatrzeni, zafascynowani zachodem, jego lepszym życiem, tak bardzo chcemy mu dorównać, że pomijamy sprawy duchowe. Dlaczego tak?
W minionym tygodniu organizowaliśmy wigilię dla samotnych. Siedzieliśmy przy jednym stole razem z mieszkańcami Domu Pomocy Społecznej i innymi samotnymi, starszymi osobami. Była modlitwa,dzielenie się opłatkiem, wspólne śpiewanie kolęd, opowiadania o tym,jak to dawniej bywało. Stoły może nie uginały się od wymyślnych potraw, ale z jedzenia nic się nie zmarnowało. Podziękowaniem był uśmiech, czasem łza, czy zwykłe przytulenie na pożegnanie.
Dwie wigilie, jak dwa światy, a przecież te same święta. Dziwny jest ten świat, oj dziwny.