Podaj mi płaszcz — deszcz pada
koniec z pogodą, niestety
To nie deszcz? nie, to łzy spadły
z jakiejś odległej planety.
( Maria Pawlikowska- Jasnorzewska )
Tak naprawdę do końca ni wiadomo, czy to deszcz, czy łzy. Faktem jest, że mamy już wrzesień, a pogoda szybciuteńko dostosowuje się do kalendarza. Opady, wiatr i spadająca temperatura, a jeszcze tak niedawno narzekaliśmy na upały. Może to i dobrze, że tak się dzieje, o przynajmniej dzieciom mniej żal skończonych wakacji… Mój urlop od pisania też zbliża się ku końcowi, bo co tu dużo mówić; stęskniłam się za Wami i tyle. Przyznam, że podczas tej ciszy w pisaniu i tak zaglądałam, czytałam, czasem zostawiałam po sobie maleńki ślad, bo przecież nie da się, ot tak zwyczajnie wziąć (wziąść 😉 ) urlop od życia. Pisanie bloga stało się jego częścią. Tak samo jak nie można przestać pisać wierszy, bo to takie coś, co siedzi głęboko w człowieku i tak bardzo chce do ludzi, choć od prawdziwej poezji odległe.
„Urlop od pisania” przede wszystkim poświęcony był najbliższym; dzieciom, wnukom, no i sobie, a właściwie swojemu zdrowiu. Coś tam trzeba było naprawić, trochę zabezpieczyć, by dalej ciągnąć ten wózek życiem zwany, z naciskiem na ciągnąć, by inni nie musieli mnie wyręczać, bo póki człowiek daje radę – jest dobrze. Oby tak było jak najdłużej ( to takie moje skromne życzenie/marzenie ), to wówczas jeszcze odrobinkę ponudzę Was swoim pisaniem, a myślę, że będzie o czym, bo życie podrzuca nam coraz to nowe, zaskakujące tematy.